Archiwum lipiec 2015


Pora zaczynać albo: kupą mości panowie
Autor: mrsywis
10 lipca 2015, 19:22

 VII Pora zaczynać, albo inaczej: kupą mości panowie…

Nadszedł czas.

Mrówek był gotów:

     1.Zapasy przygotowane : własnoręcznie wykonany  plecak z kawałków skóry zszytych łykiem z liści i dodatkowo wzmocniony stelażem z patyków.

    Zapakowany starannie przemyślanym zaopatrzeniem: głównie suszona żywność     ( na tzw. czarną godzinę- w drodze zamierzał żywić się tym co znajdzie);podstawowe narzędzia jak: ostry kawałek krzemienia do ścinania i cięcia, kościana igła do szycia i przekłuwania; kłębek mocnej i wytrzymałej nici uplecionej w sznur i na ostatek mały dzbanuszek ze znaną nam już miksturą do klejenia

2.Opracowany  plan wyprawy.

              Jako- tako i  mniej- więcej ( z tym, że bardziej  na:  mniej), nie z lenistwa bynajmniej. Trudno opracować plan przy tylu niewiadomych jak np..: gdzie szukać. W czasie rozmów z panem Klemensem, i czasami z jego nielicznymi znajomymi, doszli do zgodnego wniosku, że jeśli już szukać <<ktowieka>>, to tylko po drugiej, tej mrówkom nieznanej, stronie strumienia. Gdyby się pojawiał po tej, to z pewnością mrówki w czasie swych wypraw, zetknęły by się ze śladami jego obecności.

        A nikt z rozmówców tego nie pamiętał.

        I to był właściwie cały plan……

     3. Rzecz ostania, choć chyba najistotniejsza : wakacje.

    Czas, w którym każda mała mrówka może robić co chce ( no może bez przesady- w granicach rozsądku oczywiście!).W każdym bądź razie w tym czasie maleje nadzór nad ich poczynaniami i to dawało Mrówkowi większe szanse , by mógł niepostrzeżenie wymknąć się z mrowiska. Minie sporo czasu nim jego nieobecność , o ile w ogóle, zostanie wykryta. W czasie szkoły na taki łut szczęścia nie mógłby liczyć w ogóle…

        Cóż wakacje są dla wszystkich- również dla pedagogów i opiekunów, wszystkie mrówki mają równe prawa!!!

Wyruszyć zamierzał  bladym świtem ( przyjmijmy tę umowną nazwę, choć w praktyce niczego takiego w mrowisku nie znano- nie może być przecież zmierzchu i świtu tam, gdzie słońce nie dociera), kiedy jeszcze całe mrowisko byłoby pogrążone we śnie.

W nocy ,kiedy już wszyscy zasnęli, skrycie i cichutko wymknął się do składziku, swej skrytki tajemnej, aby dokonać jeszcze ostatniego przeglądu, a nuż , może czegoś zapomniał? Tak się zajął tym przekładaniem, zapinaniem, poprawianiem i czym tam jeszcze ,że o bożym świecie zapomniał. Nie usłyszałwięć, jak drzwi się otwierają ( sam był sobie winien- od dawna regularnie je oliwił, żeby nie skrzypiały).

- No… no… no… a co my tu mamy?- dopiero to pytanie, w którym zabrzmiała nieskrywana i złośliwa satysfakcja, przywróciło go do rzeczywistości. Spojrzał i zdrętwiał ujrzawszy wykrzywioną złośliwie fizjonomię Grubka…

    << I po ptokach…>> zdążył jedynie pomyśleć….

- Czyżbym o czymś nie wiedział? O tym chociażby,  że naszemu mrowisku grozi głód, a nasz mały zapobiegliwy Odkrywca gromadzi na  te ciężkie chwile zapasy?- szydził zadowolony z siebie Grubek.

- Nie, to tylko..- Mrówek podjął desperacką próbę obrony ,a mówiąc te słowo ustawił się tak, żeby zastawić Grubkowi możliwość dalszego wtargnięcia do składziku. Szybko się jednak przekonał jak marne są to starania.

   Przy niepozorności   jego postury w  porównaniu   z masą Grubka wystarczyło, że ten wykonał kilka tupnięć w przód i przy tym jakby mimochodem spychając obrońcę z drogi, niby  wicher zmiatający zeschłe jesienne liście. Po czym stanął wprost nad plecakiem i innymi pakunkami i beż żenady zaczął sobie w  nich gmerać odnóżami.

- Proszę , proszę- wysapał zadowolony odkrywając kolejne zapasy- widzę ,że tu jakaś  grubsza sprawa się szykuje- co powiedziawszy zaczął wszystko z plecaka wyciągać.

- Nie- zdążył tylko Mrówek krzyknąć. Złapał przy ty Grubka za odnóże, ale nie zrobiło to na tym żadnego wrażenia. Uniósł  marnego obrońcę go do góry wraz z  resztą pakunków, a drugim odnóżem odtrącił jak natrętną muchę .Odczuł to dość boleśnie nieszczęsny Mrówek lądując z hukiem na podłodze, obijając sobie przy tym odwłok.

- Dobra- Grubek zakończył wreszcie wybebeszanie plecaka- a teraz gadaj gdzie , po co i dlaczego. Tylko mi tu nie łżyj – i groźnie przy tym pomachał.

Mrówek  zrozumiał ,że wszystko już  stracone, więc równie dobrze może opowiedzieć cała prawdę.

- To wszystko miało być na wyprawę w poszukiwaniu- zaczął podnosząc się z podłogi i rozcierając obolały odwłok.

    Potem już tylko opowiadał….

- I właśnie teraz, kiedy jestem już gotowy, ty wszystko odkryłeś i cały mój trud zaprzepaszczony- zakończył pełen rozgoryczenia zwieszając przy tym głowę tak, że by jego przeciwnik nie ujrzał przypadkiem łez, które zaczęły się gromadzić w oczach..

   Każde upokorzenie musi mieć swe granice…

- A  może nie, któż to wiedzieć może – powiedział tajemniczo Grubek. Podszedł przy tym do Mrówka i niemalże przyjacielskim gestem położył na nim swoję odnóże- bo widzisz mój mały przyjacielu… W tym mrowisku nie było, nie ma i nie będzie mniejszej czy większej draki bez udziału imć Grubka. Taka traditions, a widzisz ja musze dbać  o mój image. Pojmujesz?

Czego by nie powiedzieć o Mrówku , głupi przecież nie był, w lot więc zrozumiał…

- Właściwie- zaczął niby to w głos się zastanawiać- to przydałby się jeszcze ktoś. Sam wszystkiego nie poradzę, a i w drodze zawsze coś się zdarzyć może. We dwóch zawsze raźniej i bezpieczniej- zakończył z nadzieją w głosie zerkając przy tym na swojego starego wroga­? Nowego sojusznika?

- No widzisz- podchwycił radośnie Grubek- jak trochę pomyślisz, to dojdziesz do prawidłowych wniosków. Zawsze w ciebie wierzyłem. To co- jesteśmy umówieni?

I jeszcze rozejrzał się, klepnał po przyjacielsku Mrówka w odnóże puścił łobuzersko oczko  i jeszcze rzucił wychodząc ze składziku:

- Posprzątaj tu trochę ten bałagan i spakuj porządnie plecak. Tylko niczego nie zapomnij.

Cóż było robić. Biedny mrówek posprzątał składzik, jeszcze raz spakował plecak i ledwo żywy, ale szczęśliwy, że uniknął tragedii, poszedł spać.

Ledwo trochę pospał, a już nadeszła pora wstawania. Trzeba było bowiem ruszać, kiedy jeszcze wszyscy spali. Spotkanie kogokolwiek po drodze mogło zakończyć się dekonspiracją małych spiskowców i klapą całego przedsięwzięcia.

    Spotkali się zgodnie z umową  w składziku .Miny mieli dziarskie, choć oczy kleiły się ze zmęczenia i o sen niemo prosiły .Energicznie więc  je otarli i chwacko chwycili za plecak, który z wydatną pomocą Grubka wylądował na plecach Mrówka.

      I tu nastąpił klops.

      Okazało się, że ten staranie i przemyślanie spakowany, zawierający jedynie najpotrzebniejsze rzeczy, waży jednak tyle, że  przekracza tragarzowe  możliwości  Mrówka.  I mimo ,że ten bardzo się starał, naprężał  i mocno stękał , to jednak się zachwiał,  jego odnóża zaczęły się osuwać i w efekcie pacnął on na podłogę przygnieciony. Nie miał nawet biedaczyna siły się spod plecak wydostać, a nie mogąc tchu złapać, siniećnawet zaczął.

- Ech ty cherlaku jeden- skomentował  to Grubek, chwytając przy tym  za plecak szarpnął ijuakby nigdy nic  zarzucił go sobie razem z Mrówkiem na plecy. Ten na szczęście  zdołał  się w porę  wyplątać, zeskoczył  na ziemię i ustawił się obok .

    Pora ruszać….

Opuścili składzik  powoli i  cichutko zaczęli przemierzać salę w kierunku drzwi. Mrówek wolny od ciężarów szedł przodem, uważnie wypatrując  wszelakich przeszkód, które mogłyby stać się przyczyną rumoru i nieszczęścia.

   Wreszcie szczęśliwie dotarli do drzwi, pozostało je tylko otworzyć, a że wcześniej zostały już naoliwione, nie  spodziewali  się z ich strony żadnych niespodzianek.

  Tak się też stało, otwarły się bez problemu i prawie wyszli na korytarz...

Prawie…

W chwili gdy już Grubek przeciągał poza próg swój pokaźny odwłok dobiegło ich:

- Hm, hmmmmm.

Obaj natychmiast zamarli i zaczęli uważnie nasłuchiwać, co to też mogło być? Jakie dla nich stanowi zagrożenie?

 Kiedy jednak po dłuższej chwili dźwięk się nie powtórzył, obaj zgodnie kiwając głowami uznali, że był to tyko wytwór ich wyobraźni i nerwów napiętych jak postronki...

Uff!!!

 Nie zdążyli jednak nawet raz tupnąć odnóżami kiedy znowu:

-M hmmm, mhmmmm.

Tym razem nie mieli już  żadnych wątpliwości.

 To <<mhmmmhmm>>  do kogoś należało  i wyraźnie do nich było skierowane. Wkrótce zagadka sama się rozwiązała

- Hmm- po czym z ciemności wyłoni ł się….Czułek!

- A cóż ty u licha..- niemalże krzycząc zaczął Grubek.

- Ćśś- syknął ostatniej chwili  Mrówek uciszając towarzysza. Szybko wyciągnął obu na korytarz zamykając jednocześnie drzwi od sali- te hałasy mogły przecież  kogoś obudzić.

- Co ty tu robisz?- syknął do Czubka- powinieneś spać- zakończył  wyraźnie

niezadowolony z obecności kolegi z ławki.

-Ale ja, ja..- próbował nieporadnie wytłumaczyć Czułek

-Ale ja co? -przerwał  Grubek czując, że złość w nim rośnie.

- Ja chcę z wami- usłyszał w odpowiedzi.

Piorun trafiając w kapustę nie wywoła takiego zdziwienia na polu jakie wywołały te słowa Czułka . Obaj rozdziawili gęby, a Grubek zaczął przy tym  dyszeć jak dusząca się ryba wyjęta z wody …

- Taaa- wyjęczał  po chwili sam dokładnie nie wiedząc co znaczy to <<taaaa>>

Pierwszy  do stanu używalności  własnego rozumu doszedł Mrówek i spróbował wytłumaczyć  koledze głupotę jego pomysłu.

- Przecież  ty  nie lubisz wychodzić z mrowiska, stale jęczysz, że cię odnóża bolą, słońce świeci, wiatr wieje i powietrze pachnie….. To nie dla ciebie- mówiąc te słowa miał nadzieję, że albo zniechęci albo obrazi....Byleby tylko Czułek zrezygnował

- Ale teraz chcę, nie chcę zostać sam w mrowisku- z uporem  odparł Czułek.

- Nie dasz rady…- spróbował z kolei Grubek.

- A właśnie, że dam-  Czułek piskliwie upierał się przy swoim i żeby dać dowód prawdziwości swoich słów wyprostował się na całej długości swych króciutkich kończyn i nawet stale zwiędnięte czułki się przy tym wyprostowały.

- Dobra- zakończył spory Mrówek widząc, że czas płynie, a upór Czułka nie słabnie- skora tak chcesz.   

<< Co za fart!! wpierw Grubek, teraz Czułek, a jak tak dalej pójdzie  zrobi się z tego wyprawa całego mrowiska z Jej Wysokością na czele i z Panią  Klarą wraz z jej nieodłącznym sznurem>>- pomyślał rozzłoszczony .

    Ale  w głębi ducha liczył na to, że jeszcze w czasie marszu po wewnętrznych korytarzach  Czułek się zmęczy i  sam  zawróci.

Tymczasem nic na to nie wskazywało. Idący na końcu Czułek całkiem szparko i raźnie posuwał do przodu  potupując odnóżami chcąc w ten sposób pokazać towarzyszom, jak bardzo mylili się   co do niego, a sobie przy tym sam dodawał otuchy.

     Poruszali się śmiało, wiedząc, że jest na tyle wcześnie, że raczej na nikogo się nie natkną .Dopiero kiedy zaczęli się zbliżać  do wyjścia na zewnątrz zwolnili kroku i zdwoili czujność. Wyjścia pilnowały bowiem straże.

Teraz właśnie zaczynał się najtrudniejszy etap ich dotychczasowej podróży.

   Wyjść należało niepostrzeżenie,  nie było bowiem co liczyć na to, że wartownicy wypuszczą na zewnątrz  trzy małe mrówki bez opieki dorosłego. Opracowując plan podróży Mrówek zamierzał ukryć się w koszu na odpadki, który potem, jak  co dzień,  robotnice wyniosłyby i  opróżniły  na zewnątrz mrowiska. Nie był to może przyjemny, głównie ze względu na zapach, sposób, ale na pewno skuteczny. W międzyczasie  jednak przez dołączenie się do wyprawy dwu kolejnych uczestników  zmieniły się okoliczności. We trzech nie mogli się ukryć- nawet gdyby się jakimś cudem wcisnęli do środka, to dodatkowy i niespodziewany ciężar kosza  z pewnością zaalarmowałby robotnice, że cos jest nie tak…

    A że wszystko działo się tak niespodziewanie,  Mrówek nie miał czasu dokonać poprawek. Teraz byli w przysłowiowej kropce…

Mrowisko  zaczynało się powoli budzić, o czym świadczyły glosy dochodzące z dołu. A oni stali i czekali…

- To co robimy?- dobiegło Mrówka z tyłu pytanie Grubka.

Cóż mógł na to odpowiedzieć? Wzruszył tylko bezradnie odnóżami.

- Ech ty uciekinierze od siedmiu boleści… Nie ma tu co tak  stać. Jazda za mną- Grubek najwyraźniej przejmował dowodzenie. Nie mając żadnego innego pomysłu zawrócili i  poczłapali potulnie za nim.

     Początkowo wracali tą sama drogą, która przyszli. Lecz już po chwili   Grubek skręcił  w bok  i wiódł  ich jakimiś nieznanymi  im korytarzami. Musiały być rzadko używane, a niektóre nawet sprawiały wrażenie zapomnianych: po podłodze walały się śmieci, ze ścian, widać ,że dawno nie naprawianych, sypała się ziemia, a tu i ówdzie natrafiali na osuwiska przez które musieli się przedzierać. Kiedy już dość się zasapali (  i to wcale nie tyczyło się tylko Czułka ) Grubek dał wreszcie upragniony znak i zatrzymali się na postój.

- Dobra, jesteśmy prawie na miejscu-oświadczył pozostałym- jeszcze tylko kawałek. Ale teraz postój na złapanie dechu, bo potem będziemy musieli trochę pokopać.

Nie brzmiało to nazbyt zachęcająco, lecz cóż było robić… Mus to mus. Postój wykorzystali na uspokojenie oddechu, uszczuplili trochę zapasy jedzenia tego  na czarną godzinę, wypili po kropli rosy i byli gotowi.

Na szczęście wszystko poszło nad podziw gładko. Część mrowiska w której przebywali, w przeszłości była  wielokrotnie  zalewana w czasie wiosennych roztopów lub jesiennych szarug. Wreszcie ktoś zniechęcony bezustannym i bezowocnym naprawianiem zdecydował o porzuceni tej części mrowiska. Teraz tylko od czasu do czasy ją  sprawdzano i prowizorycznie naprawiano. Wystarczyło więc, aby nasi bohaterowie, a głównie Grubek rzecz jasna, usunęli kilka patyków, igieł sosnowych i powstał otwór na tyle duży ,że mogli się przezeń przecisnąć. …

Ruszyli więc - ale to…to już inna bajka…
VI Na treopie tajemnicy
Autor: mrsywis
08 lipca 2015, 14:53

 VI  Na tropie tajemnicy albo inaczej komu dziś potrzebne pamiętać, co było wczoraj.

Wakacje miały się rozpocząć lada chwila…

A mrówczaki nie, co zrozumiałe,  mogły się już ich doczekać( Mrówek to już chyba  szczególnie).  I wcale nie chodziło mu o to, że będzie to czas wielkiej laby, późnego wstawania ,ciągłych zabaw. Nic z tych rzeczy.

Jego powody były znacznie poważniejsze i, rzec by można chyba bez przesady, znacznie też donioślejsze. Czekało go bowiem  wielkie wyzwanie,  wyprawa po odkrycie i  przygotowywał się do niej już od dłuższego czasu.

Gromadził żywność, narzędzia, sam obmyślił i własnoręcznie wykonał przenośny namiot z nitek babiego lata i liści. Zaopatrzył się również przezornie w różne  medykamenty- tu akurat nieocenioną pomoc okazała   Pani Klara.  Rzecz jasna zrobiła to  zupełnie nieświadomie- niby ot tak, przypadkiem i zachowując najwyższą ostrożność, by niczego się nie domyślił, podpytywał ją o różne takie sprawy, a ona chętnie dzieliła się swoją wiedzą i doświadczeniem.

Cała  ta sprawa zaczęła się tak oto:

Pewnego dnia w ramach zajęć praktycznych zwiedzali Wielki Magazyn w którym mrówki gromadziły wszystko, co zdobyły i co do życia mrowiska było potrzebne. Wcześniej  czy później każda mrówka będzie miała z tym miejscem do czynienia, więc warto było już teraz poznać zasady na jakich wszystko to działa. Rzeczą oczywistą jest, że u tak zorganizowanych stworzeń jak mrówki nic nie dzieje się ot tak sobie i jak popadnie. Tak też było i w magazynie, który właściwie nie był jednym magazynem tylko wieloma ogromniastymi salami.

      Każda z nich była  przeznaczona do składowania różnych rzeczy. Był więc magazyn na jedzenie, był na materiały do budowania ( np.: igliwie) , był też i na owoce itd. Itp. .Do magazynu też nie wchodził kto chciał i kiedy chciał i zostawiał lub brał co chciał. Był wyznaczony czas, kiedy składano   materiały, kiedy pobierano, była mrówka która wszystkiego pilnowała, pobierała…

Już po krótkiej chwili chodzenia i słuchania tego wszystkiego Mrówek miał dość.           A co też to jego wynalazcę i odkrywcę może obchodzić? Przecież on został  stworzony do rzeczy wyższych i o niebo ważniejszych.!!!

 Zamiast więc słuchać  mrówki która ich oprowadzała, zaczął przemyśliwać jakby tu swoim zwyczajem urwać się Pani Klarze i wybrać się na zwiedzanie indywidualne. Tym razem zadanie było szczególnie trudne bo  Pani Klara uwolniona od koniczności opowiadania, pokazywania, słuchania i odpowiadania na pytania, mogła całą swoją uwagę skupić na pilnowaniu swoich urwipołciów. A już  Mrówka szczególnie.Ten gotów byłby przysiąc, ż nawet kiedy rozglądała się wokoło to i tak jedne oko stale było wpatrzone w niego- czuwało… Uparta taka!!!

Ale jak mawia stare powiedzenie mrówek- niechaj żywi nigdy nie tracą nadziei, i drugie: kto czeka to się doczeka, tym razem też się udało. Okazja się nadarzyła kiedy szli korytarzem między regałami, a że było wąsko- musieli iść jeden za drugim. Mrówek postarał się być w środku, podczas, gdy jego prześladowczyni znalazła się na samym końcu sznuramaluchów. Tobyła szansa, która mogła się już nie powtórzyć. Mrówek błyskawicznie  odwrócił się do idącego za nim mrówczaka

- Ani mru mru- syknął. Po czym  zanurkował  pod regał i tyle go było widać. Potem wystarczyło tylko zaczekać, aż pozostali go miną i…. - droga wolna. Minie trochę czasu nim Pani się połapie…Trzeba się spieszyć…

Wejście to właściwie minął.

Było tak jakoś schowane za regałem i w mroku, że wcale go nie zauważył. Na szczęści zadziałał  przypadek ,jak niektórzy mawiają- ojciec większości odkryć. Przechodząc w ciemności zahaczył o coś odnóżem i tak zabolało ,że musiał stanąć na chwilę i pomasować. I wtedy kątem oka dostrzegł ciemny otwór… zaciekawiony potupał w tamtym kierunku.

Wpierw zajrzał niepewnie lustrując wzrokiem pomieszczenie. Dopiero kiedy się upewnił, że nic nie straszy i w kącie nie czyha, dał kilka kroków i wszedł do wnętrza.

Wzburzył tym kurz, co widać było,że latami się tam odkładał, a wzbiła się go taka chmura, że  przez chwilę oddychać nie mógł, a potem tak kichał i kichał, że myślał, że wszystko przekicha, a na pewno czułki- po każdym kichnięciu rzucało nimi przód- tył tak mocno, że w każdej chwili odpaść  mogły...Dopiero po chwili wszystko się uspokoiło i mógł  spokojnie oddychać.  Kichanie minęło i mógł się rozejrzeć.

<< Stary zapomniany magazyn ,starannie ukryty,  nikt tu nie bywa- stąd tyle kurzu…Coś w tym musi być. Jakaś tajemnica, kto wie- może wielka >>  podsumował fakty i  czuł przy tym, że jego ciekawość rośnie z każdą chwilą..

Wreszcie kurz opadł i mógł wreszcie przyjrzeć się uważnie. A to co zobaczył wprawiło go w zdumienie-bo rzeczywiście  było tajemnicz, a przynajmniej dziwne.

Na środku pomieszczenia stało…właśnie- co? Ni to jakaś budowla?: niby podłużna, lecz zaokrąglona na końcach, niezbyt jednak wysoka, ale też nie niska, dziwnie w niektórych miejscach pofałdowana, z góry płaska - i co najdziwniejsze- nie miała wejścia do środka.

A może to  jakieś skamieniałe zwierzę? Ale jak w takim razie mogło się poruszać skoro nie widać żadnych kończyn?

A kolory! Te to już w cały świat, istny bohomaz malowany przez natchnionego i niespełna rozumu artystę. Na dole , to i owszem, owszem ujdzie. Ale im wyżej tym natchnienie artysty wzrastało. Wpierw wpadł na pomysł , że może by zacząć od zielonego, ale już ciutkę wyżej  zmienił zamiar i przerzucił się na róż, aby zaraz potem ( może tylko przypadkiem pędzel umoczył ?) w czerwieni. Wszystko tak jak na tym wernisażu, gdzie wygrał obraz, który , jak się potem okazało, krowa namalowała. Wziął ktoś, umoczył ogon w puszkach z farbą, a potem tylko płótno przystawił. Chyba ten sam tu działał!!!

W każdym razie było to coś  dziwne- nie przypominało niczego z czym by się wcześniej zetknął lub słyszał. Wiedziony ciekawością odkrywcy zdecydował się podejść bliżej, aby lepiej widzieć i dotknąć. W dotyku materiał nieznany, ni to twardy, lecz przy mocniejszym dotyku ustępował, śliski, ale miły. Na pewno nie było to drewno, igliwie, kamień ani nic czego mrówki używały do budowania.

Idąc wzdłuż ściany przy której stał stwierdził ,że w pewnym momencie skręca do środka, aby za chwilę znów odbić na zewnątrz. Po łuku doszedł do końca i znalazł się po drugiej stronie. Ta ściana jakby prostsza była, nigdzie nie skręcała, lecz kończyła się też łukiem. W ten sposób okrążył całą TAJEMNICĘ  i znalazł się w punkcie wyjścia…

Wzruszył bezradnie ramionami, poskrobał się po głowie aż zatzreszczało i zdecydował się wejść na dach, czy cokolwiek to było….

Kiedy wreszcie zdołał tam stanąć widok był jeszcze ciekawszy. Pierwszą rzeczą która rzucała się w oczy były dwa rzędy otworów  przez które przechodziły jakieś ni to gałęzie nt to  pędy  jakichś dziwnych roślin… Najbardziej   jednak przypominały   nici albo sznur, ale tak grubych mrówki nigdy nie uplotły… Tam gdzie kończył się dziwne otwory ział ogromna dziura. Czyżby to było ukryte wejście? Ale na dachu, bez żadnych usprawnień przy wchodzeniu do góry? Bez sensu.

Postanowił zbadać rzecz od środka, ale okazało, się że nie ma zejścia. Zeskoczyć niby mógł, nie było za wysoko, ale byłby problem z wydostaniem się. Jedyne co ujrzał, toto, że tuż pod dziurkami i pędami coś się buja, jakby oderwany fragment ściany?

Im dłużej na to patrzył i badał tym wszystko wydawało się dziwniejsze .Zszedł wreszcie na  dół i cofnął się o kilkanaście tupnięć mając nadzieję, że może z odległości coś wypatrzy..

Pogrążał się właśnie  w rozmyślaniach, rozważał różne pomysły, przemyśliwał…

- Hmhmhm- dobiegło skądś  znienacka. Zaskoczony tym drgnął przestraszony i cofnął się o kilka tupnieć zerkając jednocześnie w kierunku drzwi, żeby się upewnić, że jest którędy wiać, jakby co..

- hm…hmm- ponowne chrząknięcia dobiegły z pogrążonego w mroku kąta Sali;

- Kto tam? – zapytał Mrówek próbując nadać głosowi ton pewności, ale wypadło to raczej słabo,  nie dało się chyba zamaskować, że jest przestraszony

- Nie chciałem cię przestraszyć, przepraszam – padło w odpowiedzi

- Przestraszyć? Mnie?- Mrówek nadal udawał odważnego, a jednocześnie wpatrywał się w ciemność próbując wypatrzeć tajemniczego rozmówcę.

- Jestem Klemens- wraz z tymi słowami- na granicy mroku coś zaczęło się poruszać. Wkrótce oczom Mrówka ukazał się mrówka – staruszek- Pracowałem tu w młodości przez wiele lat ,a teraz, kiedy już siły nie dopisują wypoczywam. Przychodzę tu czasami powspominać…

Tu przerwał i na chwilę zamilkł, jakby oddał się rzeczonym wspomnieniom. I kiedy już Mrówek zaczął tracić nadzieję, że się jeszcze kiedykolwiek  odezwie, drgnął , jakby przebudzony,  po czym kontynuował.

- Pozwalają mi tu przychodzić przez wzgląd na stare lata. Właśnie siedziałem sobie i myślałem, kiedy wszedłeś i oglądałeś. I wcale bym się nie odzywał, ale przez ten kurz, co go poruszyłeś w nosie mnie kręci i gardło zasycha .Nie chciałem cię wystraszyć mały…

Tu dla potwierdzenia swych słów chrząknął   ponownie, wyjął chusteczkę  i głośno w nią niemalże zatrąbił. Mrówek widząc już z kim ma do czynienia uspokoił się i zdobył się na sprzeciw:

- Nie jestem mały. Jestem Mrówek – największy odkrywca i wynalazca w mrowisku- i tu , jak to miał w zwyczaju przy prezentacji- uniósł głowę, wyprostował czułki i dumnie wypiął pierś…

- Ach tak, no proszę , proszę- zamruczał uśmiechając się Pan Klemens widząc te młodzieńcze przejawy buńczuczności- To może dobrze trafiłeś- ta sprawa wymaga właśnie kogoś takiego jak ty.

I przy tych słowach spojrzał na tajemniczy obiekt stojący po środku Sali.

Mrówek podążył za spojrzeniem Pana Klemensa, Milczeli obaj przez chwilę, w końcu Mrówek zdecydowała się zapytać:

- Co to takiego jest?

- Ba – odrzekł zadumany staruszek- tego to właściwie nikt nie wie.

- Nikt nie wie?- w głosie Mrówka słychać było rozczarowanie.

- Widzisz- Pan Klemens zaczął snuć swą opowieść , a w jego oczach zapaliły się iskierki - jak rozpoczynałem tu pracę, pierwszego dnia przyprowadził mnie tu odchodzący już stąd stary magazynier i opowiedział to, co kiedyś jemu jego poprzednik. Ta historia żyje tu już od wielu wielu  pokoleń.- przerwał na chwilę pokasłując i łapiąc oddech, widać było ,że trudno mu mówić- ale kogo to dziś interesuje- zakończył smutno, a iskierki w jego oczach przygasły.

- Mnie interesuje- wykrzyknął niemalże Mrówek bojąc się, że  Pan Klemens nie zakończy tego, co zaczął

- Naprawdę?- spytał niedowierzająco pan Klemens spoglądając przy tym ciepło na młodego- Ponoć wiele ,wiele zimnych i ciepłych słońc temu, tak dawno, że nikt już tego nie pamięta w okolice  naszego mrowiska  zawitały dziwne istoty. Początkowo wartownicy, którzy strzegli wejść do podziemnych korytarzy usłyszeli hałasy łamanych gałęzi, głośnego tupania, chrząkania. Myśleli, że to może znowu te paskudne dziki żerują, więc na wszelki wypadek ogłosili alarm,bo dziki dość  często ryjąc, uszkadzały mrowisko.

Hałasy się zbliżały się właśnie w stronę mrowiska, były coraz bliżej. Lecz ku zdumieniu wartowników nie były to dziki. Na polankę weszły trzy dziwne stworzenia, dwa większe i jedno zdecydowanie mniejsze. Dziwnie się poruszały -na dwu dolnych odnóżach( a widział to kto, żeby poruszać się na dwu , a nie czterech , odnóżach?), a górnymi tak jakoś machały, jakby chciały coś złapać. Z tyłu na tułowiu miały jakieś dziwne garby. Podczas gdy te dwa większe odeszły dalej od mrowiska i posapując zdjęły te garby, to mniejsze podeszło bliżej i trzymaną w górnych odnóżach gałęzią  zaczęło gmerać w mrowisku i je niszczyć.

Atak!!!

Niebezpieczeństwo!!

Zagrożenie dla mrowiska!!!

Wojownicy czekający w gotowości nie mogli dłużej czekać i przystąpili do obrony wspinając się po gałęzi a potem   kończynach dziwnego stworzenia. Gryząc, siekąc i kłując przy tym ile wlezie!!!

Zaatakowany stwór  wkrótce wypuścił gałąź z ręki, machając odnóżami, piszcząc i wrzeszcząc wniebogłosy uciekł w kierunku tych wyższych. Pozostało po nim właśnie to- i tu Pan Klemens wskazał na tajemniczy obiekt narodku sali.- Niektórzy ponoć widzieli, że przy ucieczce spadło to z dolnego odnóża.

Pan Klemens zamilkł , długie  opowiadanie  widać go męczyło…

Mrówek czekał cierpliwie na dalszy ciąg, a kiedy ten nie następował zaczął się wiercić dając do zrozumienia… A kiedy i  to nie wystarczyło zapytał wreszcie:

- A te stworzenie, wróciły tu jeszcze?

- Bardzo wiele mrówek tego dnia nie wróciło do mrowiska- rzekł Pan Klemens  zupełnie bez związku z pytaniem, jakby go nie słyszał nawet - Oddały swe życie w jego obronie….. Potem,  by  pamiętać o ich poświęceniu ,  zawsze kiedy nowe mrówki wojownicy rozpoczynali swoją służbę,  właśnie przy tym   organizowano uroczysta przysięgę.

        Ale mijały zimne i gorące słońca, pamięć zaczęła się zacierać… Nieliczni już tylko pamiętali, próbowali opowiadać, tylko nikt już nie chciał słuchać: << Po co komu to potrzebne, co nam to dzisiaj daje>> mawiali i machając odnóżami odchodzili.

 A dziś….?

     Dziś to już tylko zwidy i bajdurzenia starego mrówka..- zrezygnowany Pan Klemens spuścił głowę. Milczał  i Mrówek. Bo i cóż mógł powiedzieć?

      Że nigdy Pani Klara, która tyle wiedziała i opowiadała :  o rozpoznawaniu owoców, zagrożeniach czyhających na mrówki, o tym jak zbierać, przenosić , , budować, przerabiać, wznosić, toczyć gromadzić więcej i więcej i jeszcze więcej…, Ale jakoś nigdy nic nie mówiła im co było kiedyś w mrowisku…

- Przeszłość to takie wredne stworzenie, które lubi powracać, jak się o nim zapomina- znienacka rzekł Pan Klemens- i…..

- A tu jesteś, nicponiu jeden- rozzłoszczony głos od wejścia zagłuszył dalsze słowa Pana Klemensa. To Pani Klara szybciej ,niż tego się spodziewał zdołała odnaleźć Mrówka- tym razem nie ujdzie ci  to na sucho. Co najmniej dwa tygodnie kozy i żadnych wycieczek przez miesiąc.

- Ale ja.., ja tu spotkałem..- próbował wyjaśniać Mrówek ( po minie Pani Klary widać było tym razem to będzie, oj będzie. Zwłaszcza że idący tuż za nią przewodnik też minę miał gradową….)

- O Pan Klemens- rzekł ten ostatni widząc staruszka- mam nadzieję, że tym razem nie zaczynał Pan z tymi swoimi- lecz widząc minę Pana Klemensa, która sama z siebie była przyznaniem się do winy  ,nie miał żadnych wątpliwości- no nie! Panie Klemensie! Przecież tyle razy  prosiłem, a Pan swoje.  Ciągle te bajki opowiada, młodym w głowach mąci…..A potem są skargi.. Trudno, skoro Pan nie chce po dobroci, w takim razie nie będzie Pan mógł tu przychodzić

- Ale… – próbował oponować pan Klemens, lecz po chwili zdał sobie sprawę z bezowocności tych poczynań.  Kończyną tylko bezradnie machnął, odwrócił się i odszedł.

- Głupcy, wszyscy głupcy- rzucił na odchodnym i zniknął za drzwiami.

- Ale Pan Klemens mówił takie ciekawe rzeczy- próbował bronić staruszka Mrówek.

- Ale Pan Klemens to stara mrówka i  juz mu się rzeczywistość z jego mrzonkami myli- odpowiedziała nie znoszącym sprzeciwu głosem pani Klara. I na znak ,że dyskusja skończona, schwyciwszy Mrówka za czułki niemalże ciągnąc, wyprowadziła z magazynu.

Całe zajście skończyło się na szczęście dla Mrówka trzydniową kozą, choć był przygotowany na najgorsze. Ale już taka była ta Pani Klara, złota mrówka- szybko się zapalała i<< wchodziła na wysokie obroty>>, ale  szybko też ją złość mijała, słowem: do rany przyłóż.

Sprawa tajemnicy jednak się nie zakończyła- przynajmniej dla Mrówka, dla niego dopiero się zaczęła  . Myślał o niej w dzień, myślał o niej w nocy ( a zdarzało się, że i śnił) dumał przy jedzeniu , myciu, dręczyła i nie dawała spokoju. Wreszcie postanowił: musi znaleźć odpowiedź, a odpowiedź jest tam, gdzie są dwunożne istoty.

 sumując: musi je odnaleźć, NIE MA INNEGO WYJŚCIA

Zabrał się do sprawy systematycznie, jak na odkrywce przystało. Zaczął gromadzić wszelkie dostępne informacje. Tyle tylko, że nie było tego zbyt dużo, a właściwie-nic.

   Praktycznie jedyny, kto cokolwiek wiedział, to  był Pan Klemens, którego zresztą odnalezienie też nie było rzeczą prostą.  

   Początkowo wyczekiwał na niego w okolicach magazynu licząc, że się na niego natknie niby przypadkiem… Ale czas mijał , a pan Klemens się nie pojawiał  ( widocznie zakaz wstępu dla niego nie był li tylko i wyłącznie czczą pogróżką). Dopiero kiedy przypadkiem spotkał magazyniera, który był ich przewodnikiem w czasie pamiętnej wycieczki, udało mu się uzyskać informacje o tym , gdzie Pana Klemensa można znaleźć. Była to część mrowiska, trzy poziomy niżej, przeznaczona na pobyt starych i już nie pracujących mrówek. Od tego czasu stał się częstym bywalcem w malutkim pokoiku ( a może raczej norce?) Pana Klemensa. Często spotykał tam też jego rówieśników. Niektórzy z nich czasem dorzucili jakieś źdźbła  informacji. Ale nie było tego za wiele…

Na potrzeby naukowe i żeby wszystko było jak należy całej sprawie nadał kryptonim: <<kto wiek>> a to od tego: kto-wie-kto?

A czy odnalazł <<ktowieka>>? - a to,  to już inna bajka….