Bez tytułu


Autor: mrsywis
Tagi: rozdział iv  
01 czerwca 2015, 19:55

 IV Niecne sprawki Grubka  albo inaczej: jak nauczyć niektórych używać rozumu ( albo tego, co się mieści w głowie)

Ach ten Grubek!  - pamiętacie go?

Tak, tak . Tego co był już dugi rok w tej klasie, tego z długimi odnóżami i nastroszonymi czułkami i odwłokiem tak dużym, jak niektóre mrówczaki w całości.

Z tym Grubkiem to był kłopot, a w raczej- kłopoty, nie lada  jakie. Wiedząc, że zdecydowanie góruje na pozostałymi i nikt mu sie nie przeciwstawi począwszy od pierwszego dnia robił właściwie co chciał, a z czasem poczynał sobie z mrówczakami coraz śmielej .A to kogoś szturchnął,  a to  uszczypnął w odwłok. Malutkiej Kince to nawet  czułki poplątał dodatkowo związując je na końcach nitką pajęczą, żeby trudnej j było je rozplątać....Muśkowi z trzeciej ławki kiedyś podebrał trzy kawałki grzybka, które ten sobie przyniósł na drugie śniadanie i przy wszystkich, głośno się śmiejąc, zjadł jakby były jego własne.

Nic sobie nie robił z tego, że Pani Klara go upominała, nie raz nie dwa nawet sie porządnie zezłościła i na niego nakrzyczała, rozmawiała- wszystko to nie pomagało. Skutek tego był taki sam, jakby rzucała grochem o ścianę. Raz nawet na lekcji ostrzegła go ,że jak się nie poprawi, to o jego zachowaniu powie << wyżej>>, a kto wie? Może nawet sama Królowa się dowie, a wtedy to....! Wszyscy się wtedy nieźle wystraszyli. Tylko nie on.

- A co mi tam- powtarzał zataczając się ze śmiechu i , jak to on, niemal się od tego przewracając-co mi tam zrobią? Przecież mnie nie wyrzucą! Do pracy nie wyślą- przecież na to jestem za młody, więc nie wolno..Do więzienia nie zamkną, bo ich u nas nie ma. Powtarzał tak zawsze i zaraz brał się do obmyślania jeszcze większej i złośliwszej psoty..

Ale najgorzej to miał z nim Czułek,  a zaczęło się to tak:

Na jednej z pierwszych lekcji, tak to zwykle bywa w szkole na pierwszych lekcjach, wszyscy po kolei mieli opowiedzieć, kim chcą być w przyszłości ( pamiętacie jeszcze co powiedział Mrówek?). Jak się domyślacie mrówczaki wcale nie zaczęły opowiadać o tym , jak to będą strażakami, policjantami czy też piosenkarzami albo modelkami- jak pamiętamy, u n ich nie ma takich zawodów, więc nie ma i takich marzeń. Opowiadali, jak to będą robotnicami, jak w lesie będą zbierać i znosić, albo zajmować się dziećmi itd.  itp..Grubek dla przykładu zamierzał jako truteń być gwardzistą, czyli wojownikiem ( czemu to nikogo nie zdziwiło?), ale nie zdążył opowiedzieć, jak to będzie wszystkich przywoływał do porządku. W porę Pani Klara go powstrzymała....

Kiedy wreszcie przyszła kolei na Czułka ten wstał, w sobie się skulił, swoim zwyczajem, czułka zwiesił i zaczął nieśmiało i tak cicho, że już ciszej się nie dało:

- Ja to będę bibliotekarzem- i tu przerwał jakby zawstydzony, tym co wyrzekł. Zresztą i tak by dalej mówić nie mógł: po sali przetoczył się taki ryk śmiechu Grubka, że  on ze swoim głosem nie miał szans się przebić.

- Bi. bi...bilio.- rechotał Grubek- lekarzem? A co niby to takiego jest?

Nie przerywał sobie zabawy..

<< Masz babo placek>> pomyślała sobie całkowicie załamana Pani Klara<< Najpierw jakieś dziwactwa Mrówka , teraz ten ze swoim bilo..bibo.. czymś tam. Dwa dziwaki w jednym koszu. Za dużo już  tego jak na moją  starą głowę. >> I pewnie załamałaby się całkowicie, gdyby nie jej pedagogiczne poczucie  obowiązku, które nakazywało stać na stanowisku ibez względu na wszystko  dalej prowadzić lekcję.

- Grubek cisza - starała się opanować sytuację  i spojrzała przy tym

tak, że ten, o dziwo, błyskawicznie doszedł do siebie.

- Bibi. bibo..bilo..Kim?- spytała Czułka z niedowierzaniem

- Bi-blio-te -ka-rzem - nadal nieśmiało, ale bardzo wyraźnie przesylabizował.

- A kto to taki jest? - dopytywała nadal nic nie rozumiejąc.

A Czułek jakby czekając od dawna na to pytanie, zaczął z niebywałym , jak na niego animuszem i werwą objaśniać całość zagadnienia .

- Bibliotekarz to ktoś taki Psze Pani- tu na chwilę przestał, jakby panujące w nim emocje na chwilę go poddusiły, ale szybko sie opanował i ciągnął dalej - kto gromadzi różne spisane lub narysowane na liściach, lub kawałkach kory, rzeczy takie jak na przykład opisy podróży albo mapy. Albo jak ktoś chce opowiedzieć jakąś historię, to ją zapisuje,.- wyjaśniał jak komuś małemu. A tak przy tym sie rozpalił, że zniknęła gdzieś ta cała jego niepewność, oczy zapłonęły, jakby w nich gwiazdy zamieszkały i nawet ta oklapła czułka sie wyprostowała.

- Potem się to wszystko tam ,znaczy się w bibliotece przechowuje, ktoś to ,musi zbierać, układać, , przepisywać. I to jest właśnie bibliotekarz-  zakończył zdyszany i z lekka zadziwiony ( co..co...co.? To ja tyle powiedziałem?)

- Ale do czego to wszystko potrzebne?- dopytywała Pani Klara z każdą chwilą bardziej zdumiona i nie na żarty zaniepokojona<< Czy on czasem nie popadł w złe towarzystwo? Skąd on takie rzeczy wie i takie dziwactwa wymyśla?  Czy to aby bezpieczne? Nie! Nie ! Nie! Koniecznie muszę o tym wszystkim powiadomić  ważniejsze mrówki. Ba może do samej królowej raport...>> Tak sobie pomyśliwała jednocześnie starając się przybrać taki wyraz oblicza ,żeby się z tymi myślami nie zdradzić

<< A póki co chyba trzeba ograniczyć jego spotkania z Mrówkiem, tak na wszelki wypadek>> zadecydowała po cichu.

Ażeby dalej nie drążyć tematu i żeby jeszcze co gorszego, o Pramatko wszystkich mrówek!, z tego mnie wyniknęło, grzecznie acz zdecydowanie przerwała i  podziękowała Czułkowi każąc mu siadać.

Och! Nie oburzajcie się tak na Panią Klarę , lepiej postarajcie się ją zrozumieć, dla niej to wszystko było nowe! To było coś, co nie mieściło się w głowie. Mrówki z tego mrowiska, nie wiem jak w innych, nie znały biblioteki, ani bibliotekarza. Po prostu:  nie było to im do niczego potrzebne, bo i po co?  One były stworzeniami, które uznawały, że ważne jest to , co jest do czegoś przydatne, potrzebne , da więcej jedzenia ,pomoże w budowie, przyspieszy transport i dzięki temu będzie wszystkiego więcej i więcej i więcej. To ma sens.

A wymyślone i spisane historię- przecież niczego więcej nie będzie. Zresztą. Co to jest to << spisane>>? One nie znały pisma. Owszem miały pewne znaki. Jedne określały, gdzie jest żywność i jej poszczególne rodzaje jak: grzyby, owoce albo martwa mucha i jak do niej trafić. Inne ostrzegały przed niebezpieczeństwem , żeby jakaś nieostrożna nie polazła i nie zaplątała się w sieć pajęczą, albo nie dała się zadeptać przez dzika. I w zależności od potrzeby je stosowały. Ale żeby zaraz cos opowiadać i to spisywać? Zresztą co opowiadać? Gdzie leży ta martwa mucha? Wystarczyło, że jedna drugiej powiedziała i cześć pieśni, wielkie mi halo! Po co tu opowieść !

Albo mapa? Jak juz gdzieś poszły i znalazły ciekawe miejsca, - ot choćby krzaki jeżyn czy malin ( takie mrówcze mniam mniam) to zapamiętywały drogę i tyle... Wiadomo, że jak ktoś był młody i nic nie wiedział, to trzeba go było nauczyć tego, co mu się w życiu przyda. Od tego to przecież były szkoły  i ktoś taki jak Pani Klara. Ale tu też czas był ważny i nie  było miejsca  na  głupoty, bo tam na zewnątrz czekano, liczyła się każda para odnóży do noszenia, budowania .itp.

Więc całe to opowiadanie i spisywanie wymyślonych historii, żeby potem ktoś to czytał? ,  to czyste  marnotrawstwo, kompletna strata czasu i energii. Zgroza! Przecież w tym czasie można było coś zbudować, przenieść, naprawić.( mrówki z tego mrowiska były przecież nowowoczesne  i, choć może samego pojęcia nie znały, to jednak rozumiały, co to jest wydajność).

Zresztą. Spróbuj cały dzień biegać, nosić, budować, układać, naprawiać, gromadzić, szukać, kopać i co tam jeszcze...Ciekawe, czy wieczorem będziesz jeszcze miała czas, i siłę  na głupoty?!

Na tym lekcją się skończyła, zbawienny dzwonek wybawił Panią Klarę od dalszych, ewentualnych, problemów.

Ale dla Czułka ona się nie skończyła, to by było za proste. Grubek nie mógł przepuścić takiej okazji ...

Już następnego poranka wchodzącego do sali Czułka powitało gromkie:

- Na cześć pierwszego Biblola w historii mrowiska hip!hip!- zaintonował Grubek

- Hurra - odpowiedziało kilka głosów ( zawsze się znajdą jacyś w grupie  gotowi dokuczyć słabszemu, czy to z własnej woli, czy z braku rozumu, czy też na wszelki wypadek z tchórzostwa: dokuczają innemu to dobrze, przynajmniej ja przez tę chwilę jestem bezpieczny).

Potem już było tylko : Biblol to, Biblo tamto, a inne mrówczaki zaczęły się też powoli do tego przyzwyczajać i zapomniały, , że Czułek to Czułek a nie jakiś Biblol.

Mrówek widział, co się dzieje, jak jego kolega z ławki z dnia na dzień markotnieje, jeszcze bardziej-a wydawałoby się , że już bardziej nie można- zapada się w sobie i nic go już nie cieszy. Nawet ulubione przez niego do tej pory rozpoznawanie części roślin po dotyku, czy owoców po zapachu, nie przynosiło mu radości i nie brał się za to z dotychczasowym zapałem. Znikał też z sali na przerwach, jak się można domyślać- chował się przed docinkami. Na posiłki na długiej przerwie przychodził ostatni, jak już stołówka była praktycznie pusta tuż przed samym dzwonkiem. Mrówek to widział, ale nic nie mówił.

Ale kiedy pewnego dnia Grubek podmienił Czułkowi na zajęciach sok z wilczych jagód na podobny, z koloru i zapachu, sok z parzącej nierozwiązki , przez co Czułek dość mocno poparzył sobie odnóża, Mrówek powiedział sobie : <<DOŚĆ!!!Tak dalej być nie może>> i zaczął przemyśliwać, jakby tu  dać nauczką Grubkowi i położyć temu wszystkiemu kres.

Ale jak to zrobić?

Wiedział, że otwarcie sprzeciwić się nie mógł, bo doszło by do bójki, a tego nie chciał, a to z kilku powodów

Powód pierwszy: bójki są złe i przez to zakazane. Zazwyczaj też niczego nie rozwiązują , bo i cóż z tego że mu  dołożę? Będzie się chciał odegrać i dołożyć mi i tak bez końca? W razie zaś wdania się w sprawę, co było nie do uniknięcia, Pani Klary- mogło się to kiepsko skończyć.

Powód drugi ( i kto wie czy nie najważniejszy w rozumowaniu Mrówka): porównując swa mikrą postać z dorodnym Grubkiem wiedział, że żadnych szans nie ma, Byłoby to tak mniej więcej jak zderzenie komara ze słoniem ( pytanie czy ten drugi cokolwiek by zauważył?)

Jednak się nie poddawał. Jako wyznawca przekonania, słusznego skąd  inąd, o wyższości myślenia nad bezrozumnym, choć << napakowanym>> , działaniem, zaczął planować. Trochę czasu mu to zajęło, ale rozwiązanie znalazł, choć z lekką pomocą przypadku.

Otóż pewnego dnia na wycieczce, tak jakoś, niby przypadkiem odłączył się od grupy ( te << niby>> przypadki , to mu się , prawdę mówiąc, prawie na każdej wycieczce zdarzały, przez co był pod szczególny i osobistym nadzorem Pani Klary. Ale jako mistrz kamuflażu zawsze znajdował krótką chwilę jej nieuwagi, zajęcia czyś innym, by: myk myk i już hajda przed siebie. To była zawsze tylko kwestia czasu).

Tym razem trochę dłuższego czasu. Dopiero kiedy dotarli nad strumyk Pani Klara zarządziła chwilowy odpoczynek . Mrówczaki rozlazły się, jedne żeby w strumyku moczyć zmęczone odnóża, inne zaczęły coś szamać, a jeszcze inne legły w cieniu i oddały się błogiemu nieróbstwu. Więc kiedy oczy pani Klary zaczęły tańczyć dookoła głowy, żeby cały ten rozgardiasz widzieć i upilnować, jemu  zostało tylko dyskretnie : myk za krzaczki, potem :drugi myk za drzewko i myk...myk i już go nie widać, a jak nie widać to....wiadomo  co. I szybki bieg w kierunku grupy krzaków obok których wcześniej przechodzili, a które go zaciekawiły, głównie z powodu  zapachu, który wokół siebie rozsiewały.

Kiedy już do nich dotarł, rozpoczął systematyczne ich badanie. Jak każdy prawdziwy naukowiec rozpoczął od ich obejrzenia, by potem przejść do dalszych czynność czyli dotykania. Aliści, kiedy to uczynił  ich czułkami  poczuł, że są pokryte czymś lepkim, a kiedy roztarł  to coś miedzy nimi  ( żeby sprawdzić, czy to jest gęste  czy rzadkie,  czy bardzo czy mniej mokre  mokre ) poczuł  w pewnej chwili, że nie może rozłączyć czułków. Stanął zadziwiony, po chwili pociągnął mocniej, i mocniej, i jeszcze mocniej… .

    I nic  z tego . Wystraszył się nie na żarty, zasapał, spocił, ale rozłączyć nie mógł. Widząc, że wszystkie próby nie przynoszą owoców, a czas płynie i przez to wzrasta ryzyko wykrycia jego ucieczki, porzucił myśl o dalszych próbach uwolnienia i tak jak stał, rad nierad, wrócił biegiem na miejsce postoju. Z duszą na ramieniu dołączył niezauważenie do grupy, mając nadzieję, iż Pani Klara nic nie zauważy. 

     I nie zauważyła. Nikt nie zauważył. Wróć. Czułek - chyba, bo  mu się tak kątem oka przypatrywał, ale, trzeba mu to przyznać, pary z ust nie puścił .Bezpiecznie więc wrócił do mrowiska ze sklejonymi czułkami.

Problem jednak pozostał  i trwał przez kolejne dwa dni i zmuszał Mrówka do kombinowania, co robić, by nikt niczego nie zauważył.  Z pomocą , jak to często bywa z wynalazkami, przyszedł mu - przypadek. Na zajęciach z rozpoznawania  różnych cieczy, materiałów, tych przydatnych jak i bezużytecznych, czy wręcz szkodliwych, zajmowali się tworzeniem i rozpoznawaniem wydzieliny z żuka ( powszechnie stosowanej w mrowisku: począwszy od zastosowania jako najpopularniejszy napój, poprzez lekarstwo na dolegliwości żołądkowe, a skończywszy na jego bardzo przydatnych właściwościach przy użyciu wszędzie tam , gdzie coś się zatarło, zassało lub zardzewiało). Kilka kropel z wydzieliny wystarczyło, żeby czułki stały się wolnymi.....

Teraz właśnie zamierzał to wykorzystać....

W mrówczej bursie w swej tajemnej skrytce (jak każdy malec miał ją i jak każda taka skrytka, była tajemna i wszyscy  wiedzieli, że jest tajemna. Tajemnicą wszystkich chyba  było, że mieści się w składziku na różne wszelakości) w pustej skorupce  po małym ślimaku przechowywał lepką  substancję, którą zdołał zebrać w  trakcie kolejnych wycieczek poza mrowisko.  Wydzieliny żuka gromadzić nie musiał , w każdej chwili mógł ją mieć.

    Plan był gotów, pozostało tylko przystąpić do działania.

Wykonanie go było śmiesznie proste. Pewnego dnia przyszedł do sali dużo, dużo wcześniej przed innymi i na miejsce zajmowane przez Grubka, które ten dla swej wygody wymościł igliwiem i liśćmi i je  regularnie wymieniał, podrzucił pęcherz komara wypełniony znaną nam substancją. Pył pewien, że igliwie i liście skutecznie ukryją pułapkę.

         Spokojne zajął swoje miejsce w sali i cierpliwie czekał. Wszystko wyglądało jak co dzień: mrówczaki się schodziły, Czułek tuż  przed samym dzwonkiem zajął miejsce, trochę rwetesu i harmidru… Równo z dzwonkiem wpadł do sali Grubek, chyba zaspał, bo jeszcze przecierał oczy, a tuz za nim wkroczyła  Pani  Klara. Żeby jej nie podpaść Grubek szybko zajął miejsce, co dla powodzenia planu Mrówka była dodatkową  okolicznością sprzyjającą.                   Lekcja jak to lekcja, nic wartego zainteresowania, oczywiście dla naszego opowiadania  a nie , broń Boże, dla mrówczaków!!!   

                         Wreszcie zadzwonił dzwonek. Serce Mrówka żywiej zabiło- zaraz się okaże.... Jeszcze nie przebrzmiały ostatnie tony dzwonka, kiedy cała klasowa hałastra rzuciła sie do drzwi, byle jak najszybciej na korytarz!!!

- Pszę Pani- rozległo się ledwie słyszalne w całym tym tumulcie- psze Pani...

- Psze Pani- ponowne błaganie

- Taak-? siedząca przy swoim stoliku pani Klara pogrążyła się przez chwilę we własnych myślach  ( a co ? Jej tonie wolno?)  i teraz przywołana niespodzianie do rzeczywistości była z lekka zdezorientowana. Próbowała nie dać tego po sobie poznać, więc uniosła głowę i spod okularów spojrzała na klasę próbując  szybko ustalić  kto? co? dlaczego?

 

. - Słucham- rzuciła próbując zyskać na czasie << O jest Grubek?- zdziwienie - co on jeszcze tutaj robi .Przecież do tej pory powinien już dawno być na korytarzu, a tu wciąż tkwi na swoim miejscu?>> myśli szybko przeleciały przez głowę.

- Ja...ja- jąkając się próbował coś jej powiedzieć- ja....nie mogę wstać.- zakończył niemalże zrozpaczony.

- Jak to nie możesz wstać? Uważaj!- tu  Pani Klara spojrzała wymownie na niego- jeśli to jeden z twoich kolejnych głupich pomysłów  ,to!!!.-  zawiesia głos tak, że każdy bez problemów mógł zrozumieć co to jest to <<to>>.

- Nie...- odpowiedział prawie płaczliwie Grubek zwieszając głowę- podłoga mnie trzyma...

     Wszyscy, którzy  nie zdążyli jeszcze wyjść z sali zatrzymali sie w pół kroku jakby rażeni piorunem po czym wiedzeni  ciekawością biegiem zawrócili zobaczyć , a cóż  tam się wyprawia?

Wstała też z swego miejsca i Pani Klara, by sprawdzić, a co właściwie chodzi. I rzeczywiście tym razem Grubek nie robił żadnych numerów. Siedział jak przykuty do podłogi, starał sie podnieść z całych sił, tak się naprężał, że aż sczerwieniał, a żyły tak napęczniały, że  miało się wrażanie, że jeszcze chwila a popękają. Lecz wszystkie  starania na nic- jak siedział, tak siedział.

- Grubka podłoga złapała- potoczyła sie po klasie. Na początku takie delikatne śmichy-  chichy  zaczęły narastać, aż stały się jednym huraganem śmiechu co  przetoczył się po sali i wylał na korytarze. Ściągnął stamtąd innych zaciekawionych, a nawet poprzychodzili z innych klas... Grubek widząc co się dzieje raz czerwieniał ze złości, to znów bladł ze strachu nie wiedząc do końca, co też się z nim dzieje.

- Cisza- zarządziła Pani Klara starając się opanować tumult- wszyscy na korytarz- zarządziła tak stanowczo,że nikt nie śmiał nie wykonać polecenia

            Sala opustoszała. Ale co zrobić z Grubkiem?  Próbowała mu pomóc i pociągnęła lecz nie dała rady. Wezwała kilku mrówczaków próbując metody dziadka i rzepki ( znacie to: kawka za mruczka, mruczek za wnuczka, wnuczek z babcię , babcia za dziadka, dziadek za rzepkę -ciagną i ciągną , wyciągnąć nie mogę) Skutek podobny - wyciągnąć nie mogą. Wreszcie wezwano woźnego. Przyszedł, popatrzył, podrapał się czułkami po głowie i bezradnie rozłożył kończyny. Koniec końców wobec tylu niedanych prób pomocy ustalono, że trzeba wyciąć kawałek podłogi. To jednak mógł zrobić tylko ktoś z brygady remontowej , ale oni akurat naprawiali mostek nad strumykiem i mogli być najwcześniej jutro rano...

         Cóż było robić? Musiał Grubek cierpliwie czekać .Przesiedział kolejną lekcję, przesiedział przerwę obiadową ( choć obiad zjadł- jakiś litościwy mrówczak przyniósł mu ze stołóki suszone udka muchy i dwa owoce jeżyny). Przesiedział pozostałe lekcje, aż wszyscy wyszli i został sam....Tylko co jakiś czas przychodziła Pani Klara, by się upewnić, czy czegoś nie potrzebuje, czy się dobrze czuje, itd ( choć po raz pierwszy miała spokojną głowę i nie musiała się frasować się, gdzie też mógł pójść i co zamierza zmalować)

Może gdyby się gdzieś schowała i podpatrywała  z ukrycia, zobaczyłaby ,jak ktoś przed wieczorem zakrada się do sali, wchodzi, zamyka drzwi...Apotem ściszone głosy, jakaś rozmowa, po czym drzwi sie ostrożnie uchylają i wychodzi  Grubek: po cichutku, drętwym krokiem, masując sobie odwłok i taki jakiś przy tym  skruszony? spokorniały?. A za nim tylko jakiś cień przy ścianie się  przemknął....

Od tego zdarzenia,  jakiś nowy, lepszy duch wstąpił w Grubka. Nie to, żeby zaraz wszystko anielskie w nim było,  co to to  nie. Ale przezywał jakby mniej, nikogo już nie męczył, a jak już wymyślił jakąś psotę  czy kawał, to widać było, ze starał się, żeby i ten kogo on dosięgał, śmiał się z tego  równo z innymi. Pani Klara też nieraz się uśmiała, a wcześniej to przecież tylko ze złości zgrzytała..

A jak się już zdarzyło, że się trochę zagalopował, przecież każdemu zdarzyć się może, wystarczyło wtedy, żeby Mrówek cichutko szepnął: Grubek, syknął, albo tylko spojrzał, a już Grubek  wracał do stanu normalności. Pani Klara kilka razy nawet to zauważyła. Kto wie, może się czegoś domyślała, było nie było - przecież miała doświadczenie pedagogiczne!!!. Fakt faktem, że nigdy nic nie rzekła.....

Czułek? Czułka to Grubek już szerokim łukiem omijał. Nawet jak ten całkiem  przypadkowo przez niedopatrzenie znalazł się w pobliżu, wystarczyła chwila i już Grubka nie było...

 A tak przy okazji. Kiedy Mrówek był juz starszy dowiedział się, że te pachnące krzewy  z kleistą substancją,   to nie żadne krzewy tylko grupa rosiczek, roślin owadożernych. Ich słodki zapach ma przywabiać owady w pułapkę, a ta kleista maź ma im uniemożliwić wydostanie się z niej. Dowiedział się tego w zimie, ale i tak się spocił...Wystarczyło tylko mocniej nacisnąć....Zrozumiał, jakie miał wtedy szczęście...

Ale to już inna bajka.....

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz