Archiwum 10 lipca 2015


Pora zaczynać albo: kupą mości panowie
Autor: mrsywis
10 lipca 2015, 19:22

 VII Pora zaczynać, albo inaczej: kupą mości panowie…

Nadszedł czas.

Mrówek był gotów:

     1.Zapasy przygotowane : własnoręcznie wykonany  plecak z kawałków skóry zszytych łykiem z liści i dodatkowo wzmocniony stelażem z patyków.

    Zapakowany starannie przemyślanym zaopatrzeniem: głównie suszona żywność     ( na tzw. czarną godzinę- w drodze zamierzał żywić się tym co znajdzie);podstawowe narzędzia jak: ostry kawałek krzemienia do ścinania i cięcia, kościana igła do szycia i przekłuwania; kłębek mocnej i wytrzymałej nici uplecionej w sznur i na ostatek mały dzbanuszek ze znaną nam już miksturą do klejenia

2.Opracowany  plan wyprawy.

              Jako- tako i  mniej- więcej ( z tym, że bardziej  na:  mniej), nie z lenistwa bynajmniej. Trudno opracować plan przy tylu niewiadomych jak np..: gdzie szukać. W czasie rozmów z panem Klemensem, i czasami z jego nielicznymi znajomymi, doszli do zgodnego wniosku, że jeśli już szukać <<ktowieka>>, to tylko po drugiej, tej mrówkom nieznanej, stronie strumienia. Gdyby się pojawiał po tej, to z pewnością mrówki w czasie swych wypraw, zetknęły by się ze śladami jego obecności.

        A nikt z rozmówców tego nie pamiętał.

        I to był właściwie cały plan……

     3. Rzecz ostania, choć chyba najistotniejsza : wakacje.

    Czas, w którym każda mała mrówka może robić co chce ( no może bez przesady- w granicach rozsądku oczywiście!).W każdym bądź razie w tym czasie maleje nadzór nad ich poczynaniami i to dawało Mrówkowi większe szanse , by mógł niepostrzeżenie wymknąć się z mrowiska. Minie sporo czasu nim jego nieobecność , o ile w ogóle, zostanie wykryta. W czasie szkoły na taki łut szczęścia nie mógłby liczyć w ogóle…

        Cóż wakacje są dla wszystkich- również dla pedagogów i opiekunów, wszystkie mrówki mają równe prawa!!!

Wyruszyć zamierzał  bladym świtem ( przyjmijmy tę umowną nazwę, choć w praktyce niczego takiego w mrowisku nie znano- nie może być przecież zmierzchu i świtu tam, gdzie słońce nie dociera), kiedy jeszcze całe mrowisko byłoby pogrążone we śnie.

W nocy ,kiedy już wszyscy zasnęli, skrycie i cichutko wymknął się do składziku, swej skrytki tajemnej, aby dokonać jeszcze ostatniego przeglądu, a nuż , może czegoś zapomniał? Tak się zajął tym przekładaniem, zapinaniem, poprawianiem i czym tam jeszcze ,że o bożym świecie zapomniał. Nie usłyszałwięć, jak drzwi się otwierają ( sam był sobie winien- od dawna regularnie je oliwił, żeby nie skrzypiały).

- No… no… no… a co my tu mamy?- dopiero to pytanie, w którym zabrzmiała nieskrywana i złośliwa satysfakcja, przywróciło go do rzeczywistości. Spojrzał i zdrętwiał ujrzawszy wykrzywioną złośliwie fizjonomię Grubka…

    << I po ptokach…>> zdążył jedynie pomyśleć….

- Czyżbym o czymś nie wiedział? O tym chociażby,  że naszemu mrowisku grozi głód, a nasz mały zapobiegliwy Odkrywca gromadzi na  te ciężkie chwile zapasy?- szydził zadowolony z siebie Grubek.

- Nie, to tylko..- Mrówek podjął desperacką próbę obrony ,a mówiąc te słowo ustawił się tak, żeby zastawić Grubkowi możliwość dalszego wtargnięcia do składziku. Szybko się jednak przekonał jak marne są to starania.

   Przy niepozorności   jego postury w  porównaniu   z masą Grubka wystarczyło, że ten wykonał kilka tupnięć w przód i przy tym jakby mimochodem spychając obrońcę z drogi, niby  wicher zmiatający zeschłe jesienne liście. Po czym stanął wprost nad plecakiem i innymi pakunkami i beż żenady zaczął sobie w  nich gmerać odnóżami.

- Proszę , proszę- wysapał zadowolony odkrywając kolejne zapasy- widzę ,że tu jakaś  grubsza sprawa się szykuje- co powiedziawszy zaczął wszystko z plecaka wyciągać.

- Nie- zdążył tylko Mrówek krzyknąć. Złapał przy ty Grubka za odnóże, ale nie zrobiło to na tym żadnego wrażenia. Uniósł  marnego obrońcę go do góry wraz z  resztą pakunków, a drugim odnóżem odtrącił jak natrętną muchę .Odczuł to dość boleśnie nieszczęsny Mrówek lądując z hukiem na podłodze, obijając sobie przy tym odwłok.

- Dobra- Grubek zakończył wreszcie wybebeszanie plecaka- a teraz gadaj gdzie , po co i dlaczego. Tylko mi tu nie łżyj – i groźnie przy tym pomachał.

Mrówek  zrozumiał ,że wszystko już  stracone, więc równie dobrze może opowiedzieć cała prawdę.

- To wszystko miało być na wyprawę w poszukiwaniu- zaczął podnosząc się z podłogi i rozcierając obolały odwłok.

    Potem już tylko opowiadał….

- I właśnie teraz, kiedy jestem już gotowy, ty wszystko odkryłeś i cały mój trud zaprzepaszczony- zakończył pełen rozgoryczenia zwieszając przy tym głowę tak, że by jego przeciwnik nie ujrzał przypadkiem łez, które zaczęły się gromadzić w oczach..

   Każde upokorzenie musi mieć swe granice…

- A  może nie, któż to wiedzieć może – powiedział tajemniczo Grubek. Podszedł przy tym do Mrówka i niemalże przyjacielskim gestem położył na nim swoję odnóże- bo widzisz mój mały przyjacielu… W tym mrowisku nie było, nie ma i nie będzie mniejszej czy większej draki bez udziału imć Grubka. Taka traditions, a widzisz ja musze dbać  o mój image. Pojmujesz?

Czego by nie powiedzieć o Mrówku , głupi przecież nie był, w lot więc zrozumiał…

- Właściwie- zaczął niby to w głos się zastanawiać- to przydałby się jeszcze ktoś. Sam wszystkiego nie poradzę, a i w drodze zawsze coś się zdarzyć może. We dwóch zawsze raźniej i bezpieczniej- zakończył z nadzieją w głosie zerkając przy tym na swojego starego wroga­? Nowego sojusznika?

- No widzisz- podchwycił radośnie Grubek- jak trochę pomyślisz, to dojdziesz do prawidłowych wniosków. Zawsze w ciebie wierzyłem. To co- jesteśmy umówieni?

I jeszcze rozejrzał się, klepnał po przyjacielsku Mrówka w odnóże puścił łobuzersko oczko  i jeszcze rzucił wychodząc ze składziku:

- Posprzątaj tu trochę ten bałagan i spakuj porządnie plecak. Tylko niczego nie zapomnij.

Cóż było robić. Biedny mrówek posprzątał składzik, jeszcze raz spakował plecak i ledwo żywy, ale szczęśliwy, że uniknął tragedii, poszedł spać.

Ledwo trochę pospał, a już nadeszła pora wstawania. Trzeba było bowiem ruszać, kiedy jeszcze wszyscy spali. Spotkanie kogokolwiek po drodze mogło zakończyć się dekonspiracją małych spiskowców i klapą całego przedsięwzięcia.

    Spotkali się zgodnie z umową  w składziku .Miny mieli dziarskie, choć oczy kleiły się ze zmęczenia i o sen niemo prosiły .Energicznie więc  je otarli i chwacko chwycili za plecak, który z wydatną pomocą Grubka wylądował na plecach Mrówka.

      I tu nastąpił klops.

      Okazało się, że ten staranie i przemyślanie spakowany, zawierający jedynie najpotrzebniejsze rzeczy, waży jednak tyle, że  przekracza tragarzowe  możliwości  Mrówka.  I mimo ,że ten bardzo się starał, naprężał  i mocno stękał , to jednak się zachwiał,  jego odnóża zaczęły się osuwać i w efekcie pacnął on na podłogę przygnieciony. Nie miał nawet biedaczyna siły się spod plecak wydostać, a nie mogąc tchu złapać, siniećnawet zaczął.

- Ech ty cherlaku jeden- skomentował  to Grubek, chwytając przy tym  za plecak szarpnął ijuakby nigdy nic  zarzucił go sobie razem z Mrówkiem na plecy. Ten na szczęście  zdołał  się w porę  wyplątać, zeskoczył  na ziemię i ustawił się obok .

    Pora ruszać….

Opuścili składzik  powoli i  cichutko zaczęli przemierzać salę w kierunku drzwi. Mrówek wolny od ciężarów szedł przodem, uważnie wypatrując  wszelakich przeszkód, które mogłyby stać się przyczyną rumoru i nieszczęścia.

   Wreszcie szczęśliwie dotarli do drzwi, pozostało je tylko otworzyć, a że wcześniej zostały już naoliwione, nie  spodziewali  się z ich strony żadnych niespodzianek.

  Tak się też stało, otwarły się bez problemu i prawie wyszli na korytarz...

Prawie…

W chwili gdy już Grubek przeciągał poza próg swój pokaźny odwłok dobiegło ich:

- Hm, hmmmmm.

Obaj natychmiast zamarli i zaczęli uważnie nasłuchiwać, co to też mogło być? Jakie dla nich stanowi zagrożenie?

 Kiedy jednak po dłuższej chwili dźwięk się nie powtórzył, obaj zgodnie kiwając głowami uznali, że był to tyko wytwór ich wyobraźni i nerwów napiętych jak postronki...

Uff!!!

 Nie zdążyli jednak nawet raz tupnąć odnóżami kiedy znowu:

-M hmmm, mhmmmm.

Tym razem nie mieli już  żadnych wątpliwości.

 To <<mhmmmhmm>>  do kogoś należało  i wyraźnie do nich było skierowane. Wkrótce zagadka sama się rozwiązała

- Hmm- po czym z ciemności wyłoni ł się….Czułek!

- A cóż ty u licha..- niemalże krzycząc zaczął Grubek.

- Ćśś- syknął ostatniej chwili  Mrówek uciszając towarzysza. Szybko wyciągnął obu na korytarz zamykając jednocześnie drzwi od sali- te hałasy mogły przecież  kogoś obudzić.

- Co ty tu robisz?- syknął do Czubka- powinieneś spać- zakończył  wyraźnie

niezadowolony z obecności kolegi z ławki.

-Ale ja, ja..- próbował nieporadnie wytłumaczyć Czułek

-Ale ja co? -przerwał  Grubek czując, że złość w nim rośnie.

- Ja chcę z wami- usłyszał w odpowiedzi.

Piorun trafiając w kapustę nie wywoła takiego zdziwienia na polu jakie wywołały te słowa Czułka . Obaj rozdziawili gęby, a Grubek zaczął przy tym  dyszeć jak dusząca się ryba wyjęta z wody …

- Taaa- wyjęczał  po chwili sam dokładnie nie wiedząc co znaczy to <<taaaa>>

Pierwszy  do stanu używalności  własnego rozumu doszedł Mrówek i spróbował wytłumaczyć  koledze głupotę jego pomysłu.

- Przecież  ty  nie lubisz wychodzić z mrowiska, stale jęczysz, że cię odnóża bolą, słońce świeci, wiatr wieje i powietrze pachnie….. To nie dla ciebie- mówiąc te słowa miał nadzieję, że albo zniechęci albo obrazi....Byleby tylko Czułek zrezygnował

- Ale teraz chcę, nie chcę zostać sam w mrowisku- z uporem  odparł Czułek.

- Nie dasz rady…- spróbował z kolei Grubek.

- A właśnie, że dam-  Czułek piskliwie upierał się przy swoim i żeby dać dowód prawdziwości swoich słów wyprostował się na całej długości swych króciutkich kończyn i nawet stale zwiędnięte czułki się przy tym wyprostowały.

- Dobra- zakończył spory Mrówek widząc, że czas płynie, a upór Czułka nie słabnie- skora tak chcesz.   

<< Co za fart!! wpierw Grubek, teraz Czułek, a jak tak dalej pójdzie  zrobi się z tego wyprawa całego mrowiska z Jej Wysokością na czele i z Panią  Klarą wraz z jej nieodłącznym sznurem>>- pomyślał rozzłoszczony .

    Ale  w głębi ducha liczył na to, że jeszcze w czasie marszu po wewnętrznych korytarzach  Czułek się zmęczy i  sam  zawróci.

Tymczasem nic na to nie wskazywało. Idący na końcu Czułek całkiem szparko i raźnie posuwał do przodu  potupując odnóżami chcąc w ten sposób pokazać towarzyszom, jak bardzo mylili się   co do niego, a sobie przy tym sam dodawał otuchy.

     Poruszali się śmiało, wiedząc, że jest na tyle wcześnie, że raczej na nikogo się nie natkną .Dopiero kiedy zaczęli się zbliżać  do wyjścia na zewnątrz zwolnili kroku i zdwoili czujność. Wyjścia pilnowały bowiem straże.

Teraz właśnie zaczynał się najtrudniejszy etap ich dotychczasowej podróży.

   Wyjść należało niepostrzeżenie,  nie było bowiem co liczyć na to, że wartownicy wypuszczą na zewnątrz  trzy małe mrówki bez opieki dorosłego. Opracowując plan podróży Mrówek zamierzał ukryć się w koszu na odpadki, który potem, jak  co dzień,  robotnice wyniosłyby i  opróżniły  na zewnątrz mrowiska. Nie był to może przyjemny, głównie ze względu na zapach, sposób, ale na pewno skuteczny. W międzyczasie  jednak przez dołączenie się do wyprawy dwu kolejnych uczestników  zmieniły się okoliczności. We trzech nie mogli się ukryć- nawet gdyby się jakimś cudem wcisnęli do środka, to dodatkowy i niespodziewany ciężar kosza  z pewnością zaalarmowałby robotnice, że cos jest nie tak…

    A że wszystko działo się tak niespodziewanie,  Mrówek nie miał czasu dokonać poprawek. Teraz byli w przysłowiowej kropce…

Mrowisko  zaczynało się powoli budzić, o czym świadczyły glosy dochodzące z dołu. A oni stali i czekali…

- To co robimy?- dobiegło Mrówka z tyłu pytanie Grubka.

Cóż mógł na to odpowiedzieć? Wzruszył tylko bezradnie odnóżami.

- Ech ty uciekinierze od siedmiu boleści… Nie ma tu co tak  stać. Jazda za mną- Grubek najwyraźniej przejmował dowodzenie. Nie mając żadnego innego pomysłu zawrócili i  poczłapali potulnie za nim.

     Początkowo wracali tą sama drogą, która przyszli. Lecz już po chwili   Grubek skręcił  w bok  i wiódł  ich jakimiś nieznanymi  im korytarzami. Musiały być rzadko używane, a niektóre nawet sprawiały wrażenie zapomnianych: po podłodze walały się śmieci, ze ścian, widać ,że dawno nie naprawianych, sypała się ziemia, a tu i ówdzie natrafiali na osuwiska przez które musieli się przedzierać. Kiedy już dość się zasapali (  i to wcale nie tyczyło się tylko Czułka ) Grubek dał wreszcie upragniony znak i zatrzymali się na postój.

- Dobra, jesteśmy prawie na miejscu-oświadczył pozostałym- jeszcze tylko kawałek. Ale teraz postój na złapanie dechu, bo potem będziemy musieli trochę pokopać.

Nie brzmiało to nazbyt zachęcająco, lecz cóż było robić… Mus to mus. Postój wykorzystali na uspokojenie oddechu, uszczuplili trochę zapasy jedzenia tego  na czarną godzinę, wypili po kropli rosy i byli gotowi.

Na szczęście wszystko poszło nad podziw gładko. Część mrowiska w której przebywali, w przeszłości była  wielokrotnie  zalewana w czasie wiosennych roztopów lub jesiennych szarug. Wreszcie ktoś zniechęcony bezustannym i bezowocnym naprawianiem zdecydował o porzuceni tej części mrowiska. Teraz tylko od czasu do czasy ją  sprawdzano i prowizorycznie naprawiano. Wystarczyło więc, aby nasi bohaterowie, a głównie Grubek rzecz jasna, usunęli kilka patyków, igieł sosnowych i powstał otwór na tyle duży ,że mogli się przezeń przecisnąć. …

Ruszyli więc - ale to…to już inna bajka…